Opowiem Wam pewną historię dotyczącą Ciszaków.
Pracuję na Elementarzu Odkrywców i raz w tygodniu mamy Dzień Odkrywców i ta historia jest związana konkretnie z tym dniem.
Ciszaki stoją spokojnie na stolikach, dzieci siedzą i uważnie słuchają czytanego przeze mnie opowiadania.Po jego zakończeniu widzę rozbłysk w oczach dzieci. I przyznaję, że nie spodziewałam się tego co usłyszałam.
- To nasze Ciszaki! - woła nagle jedno z dzieci, a reszt zaczyna przytakiwać i zgadzać się z nim.
Musiałam szybko zmieniać kierunek myślenia i dostosować się do ich punktu widzenia.
W końcu zgodziłam się z dziećmi i udało się poprowadzić lekcję.
W chwili obecnej dzieci uważają, że Ciszaki mają swoją własną historię.
Aby nikt nie miał pretensji podaję wszystkie informacje na temat opowiadania.
Opowiadanie z książki Rafała Witek
Rafał Witek
Pierwszaki z kosmosu, rozdział Pierwszy dzień w szkole
To ja, Pola! Mam już sześć lat i wiecie co? Dziś poszłam do pierwszej klasy! Od rana było w związku z tym mnóstwo zamieszania. Musiałam szybko zjeść śniadanie, ładnie się ubrać i zdążyć z tatą na autobus. W dodatku mój starszy brat Bartek robił sobie ze mnie żarty.
– Wyglądasz jak mysz na weselu! – śmiał się, kiedy wkładałam białą bluzkę z kołnierzykiem i granatową spódniczkę.
Na co dzień noszę bluzy po Bartku i wygodne spodnie. Spódniczek nie lubię, bo kiedy się chce w spódniczce zrobić fikołka, to widać majtki.
No więc Bartek śmiał się z tego mojego stroju, a mnie wcale nie było do śmiechu. Niezbyt miałam ochotę iść do szkoły. Zastanawiałam się, czy inne dzieci mnie polubią. Bałam się też długich dojazdów, bo szkoła jest aż cztery przystanki od domu. Chciałam, żeby autobus się zepsuł i nigdy nie przyjechał.
Niestety, autobus przyjechał punktualnie. Wsiedliśmy do niego z tatą i po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Na placu przed szkołą kłębiło się mnóstwo dzieci. Niektóre – tak jak my – przyjechały autobusem, a inne wysiadały z aut zatrzymujących się przy chodniku.
Jedno z tych aut przykuło moją uwagę. Zupełnie nie przypominało zwykłego samochodu!
Było okrągłe, miało niebieskie kółka, płaski dach i wyglądało jak jeżdżący nocnik.
Szturchnęłam tatę, żeby też spojrzał. W końcu nikt nie zna się na samochodach tak jak on.
Tata natychmiast się zaciekawił i pociągnął mnie w kierunku tego pojazdu.
Wtedy drzwi auta się otworzyły. Ze środka wyłoniło się dwoje dzieci. Były trochę mniejsze ode mnie i wyglądały słodko! Ich oczy przypominały wielkie, rozświetlone bursztyny, małe uszka poruszały się czujnie, a włosy zmieniały barwę przy każdym podmuchu wiatru. Chłopiec miał grzywkę zaczesaną modnie na lewą stronę, a dziewczynka dwie kitki spięte świecącymi gumkami. Obydwoje byli ubrani w piankowe kombinezony podobne do tych, jakich używają nurkowie.
– Ach, ta nowoczesna moda! – westchnął tata. – Jak można tak ubrać dziecko do szkoły?
I to na rozpoczęcie roku?
Uszy obydwu przybyszów natychmiast obróciły się w jego stronę. Wyglądało na to, że mają niezwykle czuły słuch.
– Szkoła? – podchwyciło pierwsze z dzieci. – To tu?
– Yyy... tak, tu – odpowiedziałam szybko, w obawie że tacie znów wymsknie się jakaś niefortunna uwaga.
– Jestem Titi! – przedstawiła się dziewczynka. – Na naszej planecie zamknęli ostatnią szkołę,
więc mama zapisała nas do tej.
– A ja jestem Toto! – przedstawił się chłopiec. – Gdzie mamy teraz iść?
Te ludki mówiły tak grzecznie i zabawnie, że od razu je polubiłam.
– Ja was zaprowadzę! – zawołałam. – I wszystko wam pokażę. Najlepiej weźcie mnie za ręce!
– To ja już lecę! – zawołała mama ufoludków i uruchomiła swój pojazd. – Pa, pa, moje gwiazdki! Do południa!
Razem z Titi, Toto i tatą wbiegliśmy do budynku. Woźna pomogła nam znaleźć właściwą salę.
– A to kto? – zapytała zdziwiona pani nauczycielka.
– To Titi, a to Toto – przedstawiłam nowych znajomych. – Chciałyby chodzić do szkoły na Ziemi, bo ostatnia szkoła na ich planecie właśnie została zamknięta!
– W takim razie wejdźcie i siadajcie w ławkach! – uśmiechnęła się pani. – W naszej klasie dla wszystkich wystarczy miejsca!
– Naprawdę będziemy się uczyć z ufoludkami? – ucieszyły się dzieci.
– Od dzisiaj Titi i Toto to nie żadne ufoludki, tylko SZKOLNE LUDKI! – oświadczyła pani.
– Super! – ucieszyłam się. – Wiesz co, tato? Ja się już tej szkoły wcale nie boję!
(Źródło: Rafał Witek, Pierwszaki z kosmosu, Wydawnictwo BIS, Warszawa 1914, s. 5–9).
Zdjęcia: przerwa.techniczna
Komentarze
Prześlij komentarz